Początki biegania 2012
Wysokie mniemanie o aktywności fizycznej i sprawności
Z pisaniem zawsze miałem i pewnie nadal mam problem – początki biegania, też nie były łatwe. Na jeden temat piszę zbyt krótko, innym razem rozwlekam się nad tematem, snując filozoficzne rozmyślania. Takie dwa w jednym albo i pięć w jednym. Piszę o tym, żeby ostrzec cię drogi czytelniku, nieraz będę powracał do tematu. Po pierwsze, aby lepiej opisać dane zagadnienie, sytuację, problem, po drugie, aby coś wyjaśnić w prostych żołnierskich słowach.
To tyle tytułem wstępu, a podsumowaniem niech będzie to, że nie przypuszczałem, że w wieku 34 lat będę musiał nauczyć się czegoś, co wydawało się zupełnie naturalne, czegoś, czego się nie zapomina… a jednak z perspektywy czasu stwierdzam, że oduczyłem się biegać i co oczywiste nie miałem na to siły, chociaż uważałem zupełnie inaczej. Dziś postanowiłem nauczyć się czegoś ponownie… pisać. Z bieganiem się udało to może z pisaniem też, ale do rzeczy. Początki biegania wcale nie były takie proste.
Rowery
Czasami nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak nie powiązanie ze sobą rzeczy i zdarzenia wpływają na to, co będzie się robiło za rok albo dwa. Tak właśnie było w moim przypadku, a wszystko zaczęło się od rowerów. Pewnej kwietniowej niedzieli budzi nas dzwonek do drzwi, myślę sobie dziewiąta, dopiero świta, a tu już ktoś zrywa mnie z łóżka.
To była sąsiadka z jakże miłą wiadomością… okradli komórki! Pędzę na dół, patrzę a po moim ukochanym, osiemnastoletnim, kultowym GT Tequesta i miejskim rowerze żony został tylko kurz. Kilka dni nerwów, wypłata odszkodowania — na rowery oczywiście nie wystarczy. Trudno i tak jeździliśmy tyle i tak daleko, że za jakiś czas, o czym jeszcze nie wiedziałem, będę docierał tam o własnych nogach, ale o tym później.
Fotografia
Ponieważ jeden impuls to za mało, żeby coś zacząć robić i zmieniać (swoją drogą zazdroszczę tym, którym do podjęcia działania wystarczy mała iskra i już jest płomień, już coś się dzieje – u mnie to się najpierw tli, przygasa, rozpala, przygasa i tak parę razy, zanim będzie ogień), nadszedł kolejny impuls zwany zdjęciami z wakacji. Piękne lato 2011, a w zasadzie jego część spędziliśmy na Lazurowym Wybrzeżu, zaowocowało pięknymi zdjęciami krajobrazu, architektury, zdjęciami mojej pięknej żony i zdjęciami mojej wspaniałej osoby. Zaraz, zaraz to nie ja, to jakiś koleś z wielką okrągłą gębą i opiętą koszulą, na kolejnym na pewno będę ja!
Niestety zmieniało się tło, ubrania a gość był cały czas ten sam ehhh. Tak to byłem ja i chociaż w porównaniu z wieloma kolegami, rówieśnikami w dalszym ciągu uważałem się za szczuplaka, w końcu do 100 kg jeszcze nie dobiłem, to już nim nie byłem. „Tylko” 92 kg o 1,81m w sumie nie dużo, tylko że mięśnia zamieniły się w tłuszcz (czy to możliwe?). To, że spodnie zapinam jakoś niżej, że jak robię skłon w bok to fajne: „micheliny” się robią, że jak wiążę buty, to nogi idą na bok, jakoś mi nie przeszkadzało. Tłuszczem mogłem nawet rozbawić, jak dobrze ścisnąłem brzuch przy pępku, to potrafiłem zrobić drugą dupę i to z przodu… makabra!
Poza tym jestem silnym i sprawnym 34 latkiem. Kto wnosił te wszystkie worki z cementem, gipsem, panele na czwarte piętro? Bez windy oczywiście! Tak, tak tylko to było 4 lata temu, czas nie stoi w miejscu. Przecież w dalszym ciągu jestem sprawny, myślałem, przecież do jesieni jeździłem rowerem!
Właśnie sprawdzę, ile zrobiłem kaemów… całe 245 no to jest wynik, ucieszyłem się . Halo! Zrobiłeś to przez cały rok, wcześniej robiłeś to w dwa tygodnie, coś mi dźwięczało w głowie, ale jakoś zbyt cicho, abym to zauważył. Rower to nie jedyny ruch, raz na kwartał chodzimy na basen, a spacery?! Właśnie spacery, w tym z żoną jesteśmy naprawdę dobrzy. Mieszkamy w takiej okolicy, że do lasy mamy niewiele ponad 2k piechotą, dość często tam chodzimy. W oczach naszych znajomych jesteśmy jak terminatorzy, niezniszczalni i pokonujemy kilometry z nadludzką prędkością. Nareszcie coś pomyślałem! Nie stoję jeszcze nad grobem, chociaż jak miałem 13 lat to każdy powyżej 30-stki już był w nim jedną nogą.
W głowie cały czas mi huczało, że jestem normalnym sprawnym mężczyzną po 30-stce, co już w niedługim czasie miało zostać poddane bardzo brutalnej weryfikacji, która nadeszła w najmniej spodziewanym momencie w niedzielę, z samego rana! W roli weryfikatora wystąpiła kobieta, po której najmniej bym się tego spodziewał… po prostu nóż w plecy.
Kobieta
Jak już wiele razy słyszałem, najbardziej wymagającym trenerem i zarazem największym katem jest mąż, żona lub życiowy partner. W szczególności kobiety uważają, że maż to najgorszy trener wymaga, pilnuje, a jakby tego było mało, cały czas ma cię na oku i wiecznie ponagla i strofuje. Poza tym wszystko wie, kiedy trenuję, kiedy nie trenuję, cholera jakby nie mieszkał ze mną, to mogłabym opuścić trening albo dwa, nic by nie wiedział. Mogę powiedzieć, że rozumiem te kobiety, też byłem wyganiany na trening. Co tam role się odwróciły!
Dziś to ja obrywam za wymyślanie treningów, motywowanie i za wszystko, co potem najczęściej wychodzi na dobre, lecz w czasie treningu jest złe. W końcu kto się lubi męczyć? Nie ma się co oszukiwać, każdy człowiek jest leniem, urzędnik też, a jego organizm w szczególności urzędnika jeszcze większym. Całe szczęście każdy człowiek – urzędnik czy urzędniczka też – ma głowę, charakter, osobowość i to sprawia, że możesz w sposób świadomy sterować swoim życiem. Każdy ma inny sposób lenistwa i wymagany czas lenistwa. Przykładowo dla urzędnika czas lenistwa najczęściej to poniedziałek – piątek po 17-stej i weekendy. Jedni w tym czasie oglądają TV, inni leżą w łóżku, śpią, a niektórzy wstają o 5:30, żeby punkt 7:00 być na basenie, to też odpoczynek.
Sam mam styl mieszany, łączę popularne LB – leżenie bykiem z różnorodną aktywnością. Moja aktywność przybiera różne formy, które nazywam potem hobby. Przepraszam za rozwlekłość, ale jak każdy urzędnik także taki który biega, lubię, aby temat był dokładnie opisany. Wróćmy zatem do pamiętnej niedzieli – prawdziwe początki biegania jeszcze przede mną. Ktoś zrywa ze mnie kołdrę i przekonuje, że dziś jest ten dzień, w którym pokażę jak silny i wytrzymały jestem!. Tak to była ona, moja kochana żona, moja Małgorzata (ach ten Miauczyński).
Jako że nie potrafię odmówić mojej drugiej połowie, postanowiłem, że spróbuję co mi tam. Moja żona od jakiegoś czasu uczęszczała na aerobik. Ciągle musiałem słuchać, jaka to słaba jest i że trzeba to zmienić. Wymięka, myślałem sobie! Co to takiego poskakać w rytm muzyki, zrobić parę przysiadów, pompek, trochę się pośmiać i powchodzić na step? Ja codziennie więcej schodów pokonuję, wchodząc na czwarte piętro, niż ona na tym stepie przez godzinę!
Podjąłem wyzwanie, a tak naprawdę zostałem do tego zmuszony. Było dość ciepło, założyłem bawełniany t-shirt, krótkie spodenki i streetowe „adidasy” (dlaczego to było błędem już wkrótce) i poszliśmy. Z góry założyliśmy, że nie będziemy się ścigać, że to będzie spokojny dłuuugi bieg. Dobrze, a może nie dobrze, że nie używałem wtedy żadnego urządzenia do pomiaru pulsu czy odległości, bo tylko by mnie to załamało.
Nie spodziewałem się, że tak prostej rzeczy, jak bieganie można się z wiekiem oduczyć. Może nie do końca się oduczyłem, ale jak czas pokaże, było to bardziej biega-nie niż bieganie. To mało forsowne tempo zaczęło mi doskwierać, jak się później okazało już po 300 metrach. Po 500 metrach miałem stan przed zawałowy i zaczął się marszobieg, po kilometrze bolały mnie płuca, oskrzela i gardło. Ostatecznie zrobiliśmy ze 2k – ja byłem załamany, Gosia triumfowała. Jest lepsza, silniejsza, sprawniejsza i mądrzejsza, bo nie pozwoliła sobie na zapuszczenie tak jak ja.
Co dalej
I to mógłby być koniec tej historii, ale jak się okazało, były to dopiero początki biegania, które już dziś mogę zdradzić, trwały całe 3 tygodnie! Tak 3 tygodnie, a co się wydarzyło w tym czasie, będzie w następnym wpisie, który w skrócie odpowie czy warto inwestować na początku biegania w sprzęt sportowy, oraz czym się różni bieganie od nauki biegania i trenowania biegania, co to jest systematyczność i po kiego diabła nam ona. Czy warto planować, co ma się zrobić na treningu.
Edit: jak się okazało początki biegania tak mnie wciągnęły, ze robiłem to już kilka razy 🙂 Każdy początek, jest trochę jak wiosna, a ta zawsze kojarzy mi się z nadzieją na lepsze jutro.
Chyba wszystkiego nie zmieszczę, ale to dlatego, że początki biegania są trudne, ale ci, którzy przetrwają ten ciężki okres, będą się cieszyć zdrowiem i sprawnością fizyczną przez długie lata.